top of page
Павел Делонг (интервью для Gala)

Nie godzę się na życie w kłamstwieWierzy w dobrą i spokojną miłość. Nie musi być idealna, ale nie może być chora. Marzy o tym, by widziano w nim człowieka z krwi i kości. Nie tylko amanta.

Kiedy powiedziałam koleżankom, że chcę zrobić rozmowę z Pawłem Delągiem, usłyszałam: "... aaa". To miało w sobie wyraźny podtekst. Deląg to przecież jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów. W dodatku z opinią kobieciarza. Chciałam się przekonać, czy taki wizerunek jest zgodny z prawdą.

Gala: Nazwano pana niedawno w jednej z gazet brutalnym romantykiem, który nie może opędzić się od kobiet i chętnie z tego powodzenia korzysta. Od partnerki żąda wierności, choć sam nie zawsze jej dochowuje. Zabolało?

Paweł Deląg: Nie ma czego komentować. I nie zabolało, tylko rozśmieszyło. Po raz kolejny górę nad rzetelnością i szacunkiem do wykonywanego zawodu wzięła głupota, w imię której dokonuje się uproszczeń, bo w ten sposób łatwiej dotrzeć do czytelnika i zrobić dużą kasę. I tak, zanim się człowiek zorientuje, już jest etatowym amantem, playboyem, głupkiem itp. Najwięcej telefonów od dziennikarzy odbieram w walentynki jako czołowy specjalista kraju w sprawach miłości. Kompletna bzdura.

Gala: Wszystko, co o panu się pisze, to są bzdury?

P.D.: Nie, ale duża część wyssana jest z palca. Artykuł, o którym pani mówi, to typowe rozmowy rolowane. Słowa zmyślone lub wyjęte z innego kontekstu.

Gala: O kobietach w pana życiu też?

P.D.: O kobietach szczególnie. Ja niczego nie ukrywam. Jeśli z kimś jestem, otwarcie mówię: to jest moja kobieta. Choć nie mogę zrozumieć sprzedawania tych wszystkich ślubów, rozwodów, narodzin dzieci. Ostatnią kobietą w moim życiu była Patrycja Markowska. Rozstaliśmy się pół roku temu.

Gala: Dlaczego? Nie potrafi pan być dłuższy czas w jednym związku?

P.D.: Chce pani wiedzieć? Powiem. Pod warunkiem że ona się zgodzi. W życiu kieruję się kilkoma zasadami. Jedna z nich to lojalność. Zaraz możemy zadzwonić. (Dzwoni.) Cześć Słoneczko, słuchaj kochanie, czy mogę powiedzieć o tobie parę słów do Gali?... Będę plotkował i mówił same złe rzeczy... No, że jesteś okropna, że jesteś nieczuła. Żeby wyszło na to, że to ja jestem fantastyczny, a ty paskudna... Ale czy mogę? Mogę? Tak?... No to cię ściskam. Zadzwonię później. Mogę powiedzieć. Nikt nikogo nie rzucał. Rozstaliśmy się z Patrycją, bo doszliśmy do wniosku, że jeśli będziemy dłużej razem, to się pozabijamy. Zrobimy sobie emocjonalną krzywdę. Skończyliśmy nasz związek w momencie, kiedy zachowaliśmy dla siebie jeszcze dużo dobrych uczuć. Takie rozstanie jest trudne, ale dobre, z klasą. Dzięki temu nadal się przyjaźnimy, razem chodzimy na piwo, tańczymy, nawet flirtujemy. Jestem zazdrosny o kolegów, z którymi się spotyka. Niektóre moje związki trwały po kilka lat, ale musiały się skończyć, bo nie potrafię żyć w kłamstwie emocjonalnym. Sama pani wie, jak dużo jest par, które na zewnątrz utrzymują pozytywny wizerunek, podczas gdy w czterech ścianach dzieją się między nimi straszne rzeczy. Nie muszę się godzić na życie w kłamstwie. Kiedy więc podejmuję decyzję o rozstaniu, nie jest ona wynikiem niedojrzałości, lecz przejawem odpowiedzialności. Za siebie i za partnerkę.

Gala: Do wrogów też pan się tak pięknie uśmiecha?

P.D.: Staram się, choć nie zawsze mi to wychodzi. Mówiąc o kłamstwie emocjonalnym, miałem na myśli to, że nie potrafiłbym uśmiechać się do kogoś i jednocześnie wbić mu nóż w plecy.

Gala: Wierzy pan w miłość idealną?

P.D.: Nie musi być idealna. Ale nie może być chora. Wierzę w dobrą, spokojną i promieniującą miłość.

Gala: Jest pan z kimś teraz?

P.D.: Tak (śmiech). Mieszkam z dwoma rocznymi jamnikami i jest mi bardzo dobrze.

Gala: Z czego więc te plotki się biorą?

P.D.: Polak to taki typ, który lubi przywalić bliźniemu. Lubimy się wyróżniać nie tym, co w nas dobre, tylko przez pognębianie innych. Nie tak dawno siedziałem w knajpce ze znajomymi. W pewnym momencie jeden z nich, wyraźnie podniecony oznajmił: "Mam dla was rewelację". Spodziewałem się, że chce powiedzieć coś ciekawego. Po czym usłyszałem: "Wyobraźcie sobie, że pan - tu pada znane nazwisko - jest ciężko chory". Wszyscy się cieszą, że o jednego skurczy... mniej.

Gala: Po roli Winicjusza w Quo vadis pokaże się pan u Piotra Wereśniaka w Nie ma bata na wariata, gdzie znów gra pan młodego człowieka, który szuka kobiety idealnej.

P.D.: Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się to zmienić. Tym bardziej że Nie ma bata Na Wariata to komedia, która z przymrużeniem oka traktuje o poważnych sprawach. Gdybym za rolę Winicjusza dostał kilkaset tysięcy dolarów, mógłbym odrzucać propozycje. Ale nie mogę odmawiać w nieskończoność. Mam zobowiązania wobec siebie, bliskich, syna Pawła. Uprawianie tego zawodu nie jest posłannictwem, które musi się wiązać z niedostatkiem i cierpieniem. Wiem, że nie wszystkie role, które przyjmuję, są na mnie szyte. Takie jest w tej chwili nasze kino i tacy są jego bohaterowie, a raczej ich brak.

Gala: Niektórzy jednak grają częściej. Może nie ma zapotrzebowania na pański typ urody?

P.D.: Nie ma sensu snucie domysłów, co by było, gdybym wyglądał bardziej słowiańsko. Myślę zresztą, że nie ma to większego znaczenia. Wkrótce po Quo Vadis pojawiło się kilka różnych i ciekawych propozycji. Niektóre wyszły od mistrzów polskiego kina. Z różnych przyczyn żadna nie doszła do realizacji. A w tym czasie trzeba coś jeść.

Gala: Nie miał pan co jeść?

P.D.: Przed kilkoma laty miałem już taki moment, kiedy zastanawiałem się, czy kupić chleb, czy zatankować.

Gala: Denerwuje się pan upływem czasu? Już nie młody, dobrze zapowiadający się, ale jeszcze nie aktor z dorobkiem?

P.D.: Oczywiście, że się denerwuję. Teraz powinienem grać najwięcej, bo jestem w dobrym okresie twórczym. Więcej wiem, widzę, słyszę, rozumiem. Wprawdzie nie zawsze mnie to uszczęśliwia, bo z wieloma rzeczami się nie zgadzam, ale jako człowiek i aktor mam teraz ogromny potencjał.

Gala: Zdając do szkoły teatralnej, liczył się pan z taką sytuacją?

P.D.: W moim przypadku wybór zawodu nie był podyktowany wyobrażeniami o tym, co będzie, lecz chęcią ucieczki. Od szarej, brudnej, smutnej Polski w jakiś inny, lepszy i wolny świat. Kiedy zdawałem do szkoły w Krakowie, był rok 1989. Wyrastałem na dobrym kinie polskim, tym z lat 50., 60. i 70. Od dziecka utożsamiałem się z jego bohaterami. Oczywiście, w szkole każdy naiwnie wierzy, że jest wyjątkowy, że będzie Hamletem czy Jamesem Bondem. Że jest powołany do rzeczy wyjątkowych i jego życie będzie pełne i niezwykłe. Pewna doza kabotyństwa jest wpisana w naturę tego zawodu. I potem w miarę upływu lat życie weryfikuje te wyobrażenia. Ja wciąż jestem zaskoczony, na przykład tym, że bycie aktorem to nie tylko gra, ale także mnóstwo innych działań wokół. Jakbym prowadził firmę o nazwie Deląg, która pochłania mnóstwo czasu i energii. Aktor jest jak pionek. Szczególnie w kinie czy telewizji. Dziś Linda jest, jutro go nie ma. W różnych show z ludzi miernych telewizja kreuje bohaterów jednego dnia. Najlepiej jest w tej chwili w teatrze. Wielu moich kolegów pozamykało się w takiej bezpiecznej przestrzeni, stworzyło tam sobie azyl.

Gala: Pan również mógł pozostać w teatrze - po świetnej roli w sztuce Maciej Korbowa i Bellatrix u Krystiana Lupy.

P.D.: Mogłem, ale chciałem spróbować sił w filmie.

Gala: W jakich filmach chciałby pan grać przede wszystkim?

P.D.: Najbardziej ciekawi mnie współczesność, gatunek jest mniej ważny. Z moim przyjacielem Leszkiem Wosiewiczem wciąż zastanawiamy się, jaki powinien być współczesny bohater. Przeciw czemu ma się buntować, o co walczyć.

Gala: A jeśli nie uda się przeczekać sytuacji, w jakiej jest teraz polskie kino? Potrafi pan żyć bez grania?

P.D.: Teraz już tak. Mam nadzieję, że ludzie wkrótce zatęsknią do prawdziwych wartości, że w kinie nastąpi zmiana warty. Nie leży w moim zwyczaju się poddawać. Mam alternatywny plan na przyszłość. Nie chcę marnować życia na walkę z wiatrakami, na udowadnianie komuś, że nie jestem amantem albo słoniem. Ostatnio często zapadałem na infekcje i zainteresowałem się medycyną chińską. Dzięki niej dowiedziałem się, że są w nas dwa rodzaje energii. Jedna z nich, 24-godzinna, jest odnawialna, pod warunkiem że nie czerpie się z niej haustami, tylko pije małą rureczką. Ja właśnie zaczynam sączyć życie przez rureczkę i delektować się nim.

Rozmawiała Magda Łuków

bottom of page